Krajobraz polskich miast jest zdominowany przez banki. Dla każdego, kto przykłada, choćby minimalną uwagę do otaczającego go krajobrazu powinno być to niemal oczywiste. Szereg arterii komunikacyjnych „dorobiło” się miana tzw. „ulic bankowych”. Na małej przestrzeni skondensowanych bywa nawet kilkanaście oddziałów różnych banków. Na szczęście, nie wszystko jeszcze stracone, ciągle bowiem można natknąć się na różnego rodzaju „klimatyczne” miejsca, np. restauracje.

Jednak tą branżą również zawładnął system korporacji. „Sieciówki” są prawie tak wszędobylskie, jak banki. Jednak, specyfika tego sektora gwarantuje, iż zawsze znajdzie się miejsce dla punktów gastronomicznych „z duszą”. Wielkie koncerny nie przejmą wszystkich udziału w rynku tak długo, jak będzie istniał popyt na korzystanie z miejsc, które nie są pozbawione cech indywidualnych.

Cytując klasyka – dla wszystkich starczy miejsca. Nie ma tutaj do czynienia z dychotomicznym podziałem na osoby jedzące tylko Fast foody lemingi i „twardogłowych” fanatyków niby-domowej kuchni.

Eklektycznie korzystamy ze wszystkiego „po trochu”. Gdy brakuje czasu to Fast-food albo nawet usługi cateringowe są jak znalazł, do tzw. miejsc z duszą, można udać się, aby uczcić jakąś specjalną okazję.